Dostałam ostatnio na swoje urodziny dwa cudowne prezenty: artykuł mojej uczennicy o tym jak taniec odmienił jej życie Życzenia urodzinowe dla pewnej instruktorki tańca oraz niesamowitą choreografię ułożoną specjalnie dla mnie przez grupę bollywood fun, zamiast tradycyjnego sto lat. Jestem poruszona i szczęśliwa jako nauczycielka. Ten wpis będzie zatem bardziej osobisty, o tym jakie to szczęście uczyć i kreować coś znacznie więcej niż przekazywanie sekwencji ruchów.
Indyjska szkoła, którą skończyłam zakłada absolutny autorytet Guru, godzinami ćwiczy się po to, aby zdobyć jego uśmiech, co nie zdarza się często i również godzinami się płacze z powodu braków postępu w oczach nauczyciela. Relacja jest silna niczym pomiędzy dziećmi i srogim ojcem, którego miłość zależy od naszej biegłości rytmicznej i szybkości obrotów. W takim systemie perfekcyjnie zna się wszystkie swoje błędy, nie bardzo za to mocne strony. To nie szkoła dla „wrażliwców”.
Choć byłam jedną ze starszych wiekiem, czułam się jak dziecko, bo pod względem lat nauki tańca byłam niemowlęciem w porównaniu z innymi…Za to niesamowite jest to, że jak wszystkie „dzieci w opałach” wytworzyłyśmy pomiędzy sobą bliską więź wzajemnej pomocy i wspierania się.
Nie czuję się Guru. Za to nadal czuję się dzieckiem, już pewnie biegającym. Brakuje mi moich indyjskich kolegów z grupy. Po powrocie do Polski miałam zagwozdkę, jak przekazać tę całą wiedzę i doświadczenie (6h tańca dziennie codziennie przez 3 lata, trzy taale, setki form rytmicznych i miliony korekt i prawd?) Uczę ponad 10 lat, (z przerwą podczas własnej nauki w Indiach) grupy w przedziale 10-60 lat.
Większość osób przychodzi na zajęcia hobbystycznie. Każda osoba ma swoje angażujące życie. Większość nie ma czasu na ćwiczenie w domu. Kiedyś mnie to frustrowało, chciałam wymagać od nich tyle co od siebie. Martwiłam się, jak przekazać taneczną wiedzę, którą chciałam, skoro nikt nie ma czasu aby ćwiczyć codziennie? I nagle do mnie dotarło, że to nie ma znaczenia.
Ważne jest aby przez te półtorej godziny w tygodniu pozwolić uczennicom na całkowite odłączenie się od nurtu codzienności i wyjaśnienie tak dokładnie i wycwiczenie nawet tylko jednej formy, aby ta pozostała „wkodowana” w ciało. Gdy umysł zajęty jest koordynowaniem ciała i rytmem, resetuje się, podobnie jak w medytacji. Jeśli da się czas na podstawy i zrozumienie nagle następuje „klik” po którym wszystko jest łatwiejsze.
Im bardziej czekamy na ten „klik” tym trudniej przychodzi, im mniej walczymy, akceptujemy swoje zdolności na danym etapie i w szczerości do siebie („nie wychodzi, bo nie ćwiczyłam”, a nie – „nie wychodzi, bo jestem niezdolna) tym łatwiej uzyskujemy to co możliwe. Poprzeczkę stawiamy sobie sami, nauczyciel jest tylko od tego aby nadać właściwy kierunek.
Dzisiaj wiem też jeszcze jedno – każdy kto przychodzi na zajęcia jest dzieckiem. Dzieckiem w różnym wieku. A dziecko, aby się rozwijało musi raz być zainteresowane tematem, dwa nie dostawać zbyt trudnego zadania, bo sfrustrowane zamyka się w sobie, po trzecie – lubi zadania i powtarzalność zdarzeń. A cenione i traktowane jak dorosła indywidualna jednostka odpłaca błyskawicznym rozwojem. Sama jestem zaskoczona jak szybko moje uczennice się rozwijają. Czasem któraś „odkrywa”, że kathak jednak jest trudny, a bollywood w cale nie taki „łatwy”. Omawiamy wtedy co zmienić, jak dopasować muzykę, aby tempo nam odpowiadało (co dzięki muzyce na żywo na zajęciach jest łatwe).
Osobiście uwielbiam ćwiczyć każdy element po 50 razy, jestem szczęśliwa, że uczennice też. Nie ma dla mnie nic ciekawszego jak rozgryzać każdy ruch i rytm, aby stał się zrozumiały. Nie zawsze to możliwe, ale staram się dopasowywać korekty indywidualnie do możliwości każdej uczennicy, nie tylko fizycznych, ale i personalnych.
Ale też mam po prostu wielkie szczęście – mam cudowne uczennice, wrażliwe, piękne osobowości, które świetnie współpracują ze sobą, są otwarte i życzliwe na osoby dołączające do grupy. Dodają mi energii nie tylko na zajęciach, pozwalają odpocząć i budują moje poczucie sensu w zajmowaniu się tak odleglą od europejskiej dziedziną sztuki jak taniec indyjski. I wiem jeszcze jedno – cenniejsze jest być szczęśliwą tancerką niż perfekcyjną. Ważniejszy jest proces i relacje, niż pogoń za osiągnięciami innych. Tej wiedzy nie posiadałabym bez moich uczennic. Bez nich trudno by mi było odnaleźć się znowu w Polsce.
Kathakka to społeczność – dziękuję, że moge ją tworzyć razem z Wami 🙂